Geoblog.pl    martawidera    Podróże    Sierpniow Tatry zachodnie.    Tatry zachodnie z psem na ogonie.
Zwiń mapę
2011
29
sie

Tatry zachodnie z psem na ogonie.

 
Polska
Polska, Zakopane
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 0 km
 
25 lipicec, godzina 10:00, siedzę na kempie w Szwajcarii, w Magic Woodzie gotująć wodę na herbatę na palniku. Sms. Pewnie ktoś z Polski. Treść "Widera, w niedzielę o 1 w nocy wyjazd w Tatry, będziesz miała transport spod domu z Bytomia". Chwila zastanowienia, radość, że będę mogła po przyjeździe w Taterki moje ukochane jechać i.... zejście na ziemię. Niedziela 1 w nocy, przecież wtedy będę dopiero w drodze do domu, może gdzieś w Niemczech. Odsyłam odmowną wiadomość z ciężkim sercem.
25 lipiec godzina 13:00. Ktoś rzuca pomysł, żeby to już dzisiaj wracać a nie jutro do domu, bo przecież chmury idą wraz z jakimś frontem, zaczyna kropić, nie ma sensu płacić za kolejną noc, żeby tylko zmoknąć i się już nie powspinać. Szybka narada i ... wracamy dzisiaj wieczorem, jeszce tylko pójdziemy na baldy i jedziom. W drodze do domu pojawiła się myśl "wracamy, w sobotę rano będę w domu, prześpię się i o 1 w nocy mogę jechć z nimi w Tatry. Jadę".
Po powrocie znajomy skontaktował się ze mną. Znajmy nieznajomy, bo ciężko nazwać znajomym kogoś, kogo nigdy się na oczy nie widziało. W każdym razie umówiliśmy się i zgodnie z planem o 1 wystartowaliśmy z Bytomia (ze znajomymi mojego z(nie)najomego) i pojechaliśmy po (nie)znajomego w okolice Czechowic. O godzinie 5 byliśmy już na parkingu na Siwej Polanie, skąd zaczęliśmy naszą wędrówkę. Jednak nie rozpoczęliśmy jej ekipą, jaką przyjechaliśmy, bo wystartowało nas pięcioro. Zabrał się z nami psiak, który spotkał nas (albo my spotkaliśmy go) na parkingu. Zaspani ruszyliśmy asfaltową drogą przez Dolinę Chochołowską. Po około 45 minutach weszliśmy na żółty szlak, kierująć się na południowy wschód. Wzdłóż Iwaniackiego Potoku, Iwaniacką Doliną doszliśmy do Iwaniackiej Przełęczy (1429m). Przez całą drogę, od wejścia na szlak towarzyszył nam deszcz, raz mniej intensywny raz badziej, ale cały czas krople nas zraszały :) Jestem na tyle leniwą osobą, że postnowiłam nie zakładać kurtki przeciwdeszczowej (może nawet dobrze zrobiła, bo gdyby przemoknęła to nie chorniłaby mnie później tak dobrzez przed wiatrem). Na Iwaniackiej Przełęczy zobaczyliśmy pierwsze widoki tego dnia, wyłonił się zza chmur i mgły Kominiarski Wierch. Na Przełęczy zadecydowaliśmy, że idziemy dalej, deszcze nam niestraszne, a i zelżały troszeczkę. Bardzo miło byłam zaskoczona swoją kondycją w górach, podejścia nie sprawiały mi problemu. Wydaje mi się, że moglo to być spowodowane miesiącem w Szwajcarii, gdzie cały czas było się na wysokości minimum 1300m. Takie wakacje zrobiły swoje.
Kolejny cel zdobty. Ornak. 1857m. Nie zatrzymywaliśmy się długo, ruszyliśmy dalej, na Siwą Przełęcz (1812) i Liliowy Zwornik (1952), gdzi zrobiliśmy 20 minutowy postój przed nagorszym tego dnia podejściem pod Starorobociański Wierch (2176m). Postój głównie był potrzebny psince, która wiernia szła caly czas za nami. Psiak tylko raz zachował się jak Brutus, gdy za Ornakiem spotkaliśmy ludzi, którzy w dłoniach dzierżyli to, co psiaki (a w szczególności te wygłodniałe i zmęczone dugą górską trasą) lubią najbardziej - jedzenie. Zjadł co miał zjeść, pożegnał turystów i dogonił nas, żeby kontynuować wycieczkę z ekipą, z którą ją rozpoczął.
I ostatnie podejście. Uf. Popełniłam najgorszy błąd, jaki mogłam popełnić znając swoje ciało i organizm - zaczęłam się zatrzymywać. A jak już tak robię, to zatrzymuję się przez całe podejście. Każdy ma swoją metodę chodzenia. Ja moją moetodę szlifuję i dopracowywuję - nie zatrzymywać się na podejściach. Jak widać, trochę pracy przede mną. Swoich zatrzymywań nie mogłam nawet wytłumaczyć sobie tym, że robię to dla pieska, żeby też przystanął, ponieważ psina była juz dawno przede mną, gdzieś pod samiuśkim szczytem Starorobociańskiego. Na szczycie odczułam pierwsze zmęczenie. Nie do najprzyjemniejszych należy chodzenie po górach o dwóch jabłkach - od tygodnia mam problemy żołądkowe, czymś się strułam w Szwajcarii i cokolwiek zjem - zwracam. Siły uzupełniłam Witaminką - gęstym sokiem marchewkowym, który ratował mój bilans energetyczny dodając energii. Na nasze nieszczęście, na szczycie jak wszędzie -mleko. Mogliśmy dłużej posiedzieć i poczekać, aż się przejaśni, ale nie był to dobry pomysł zważywszy na zimny wiatr wiejący w plecy, a i gwarancji na poprawę nie mieliśmy żadnej, oprócz "Napięcia przedwdokogwego" jak to nazwał jeden z uczestników wycieczki :) Schodzimy. Po kamieniach nieszczęsnych, których nie znoszę, usypujących się spod stóp. Nie nauczyłam się jeszcze pewnie i stabilnie schodzić, ale się nauczę! Kijki w dłoń i rozpoczęło się żmudne schodzenie, przez Kończysty (2003m), Trzydniowiański (1756m) i Kulawcowymi drewnianymi schokami, które dawały się w kolana do Doliny Chochołowskiej. Ostatnim asfaltem do parkingu. Wszyscy zmęczeni ale i zadowoleni. Jak na ekipę, która się nie znała - (ja nie znałam Artura - to ten (nie)znajomy, który już teraz jest znajomym, Artur nie znał Magdy i Tomka - to małżeństwo, jego (nie)znajomi z forum, którzy wpadli na pomysł wycieczki, a ja nie znałam nikogo) to wyjazd się udał, spięć nie było żadnych a i nawet muszę przyznać, że było bardzo fajnie Tatry zachodnie piękne nawet jeśli nic nie widać :) Dla górskich chwil wiem po co żyję. Burek opuścił nas w drodze do parkingu kładąc się na polance. Dzielna bestia. Wydolność zapewne lepsza niż u niejednego człowieka. Bohater.

Siwa Polana (parking) - dol. chochołowska - Iwaniacka Przełęcz (1429m) - Ornak (1857) - Siwa Przełęcz (1812) - Liliowy Zwornik (1952m) - Starorobociański Wierch (2176m) - Kończysty (2003) - trzydniowiański (1756m) - Kulawiec - dol chocholowska
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (7)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
martawidera
Marta Widera
zwiedziła 0.5% świata (1 państwo)
Zasoby: 1 wpis1 0 komentarzy0 7 zdjęć7 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
29.08.2011 - 29.08.2011